Dziś zapraszam na relację z drugiej części pobytu na Florydzie - będzie kolorowo!
Po zejściu z rejsowca i udanym 3-dniowym wypoczynku w poniedziałek do południa mieliśmy zaplanowane wypożyczenie wcześniej zarezerwowanego auta (podobnie jak wcześniej kosztowało nas to ok. 200$) i kontynuowanie zwiedzania, tym razem na południowy kraniec Florydy - Florida Keys, a dokładniej najbardziej odległy Key West.
Droga na Key West z Miami zajęła nam około 6h, ale trzeba przyznać, że widoki były przepiękne - po drodze mijaliśmy wiele urokliwych miasteczek i domów, a sama trasa prowadziła przez kilkanaście mniejszych wysp między którymi widać było ocean.
Do Key West dojechaliśmy więc późnym popołudniem i niestety czekało nas jeszcze szukanie noclegu, co okazało się być niemałym wyzwaniem głównie ze względu na wysokie ceny (w każdym hotelu na Key West, który sprawdziliśmy ceny były bardzo zbliżone i dwuosobowy pokój kosztował ok. 200$). Myśle, że dobrym pomysłem byłoby załatwienie noclegu wcześniej lub szukanie czegoś na trasie, ale ceny i tak nie będą dużo niższe.
Możecie, podobnie jak my, skorzystać również z kuponów dostępnych np. na postojach czy stacjach benzynowych - są to specjalne książeczki, w których znajdziecie spis ofert i bonów rabatowych na noclegi, jedzenie i atrakcje w rejonie (nam udało się zaoszczędzić ok 30$ na samym noclegu) :)
Pomimo późnego przyjazdu i przygodach z noclegiem zdążylismy jednak mieć chwilę na to by poplażować, wykąpać się w Zatoce Meksykańskiej, obejrzeć piękny zachód słońca i przespacerować się deptakiem.
Bardzo polecam Wam zostanie na Key West chociaż jedną noc - dopiero wtedy tak na prawdę będziecie w stanie poczuć klimat tego pięknego miejsca, pełnego urokliwych domków, knajpek i sklepów z pamiątkami.
Przed wyjazdem nie mogło również zabraknąć pamiątkowego zdjęcia przy drogowskazie :)
W drodze na Key West udało nam się znaleźć
Theater of the Sea, miejsce w którym mieliśmy okazję spędzić prawie cały kolejny dzień oglądając pokazy papug i delfinów...
a także przeżyć niesamowitą przygodę jaką było pływanie z delfinami!
Wieczorem znaleźliśmy nocleg już na lądzie - tym razem również dzięki książeczce ze zniżkami (tym razem zapłaciliśmy za świetne warunki 60$ za pokój), ale mieliśmy dużo szczęścia ponieważ pogoda zrobiła się paskudna a my dostaliśmy ostatni wolny pokój.Kolejny dzień był już ostatnim jaki spędziliśmy na
Florydzie - zaplanowaliśmy wycieczkę do parku narodowego Everglades, w którym naturalnie żyje wiele gatunków zwierząt, jakich nie spotkacie nigdzie indziej (głównie jednak aligatory). W związku z tym, że wieczorem mieliśmy wylot i musieliśmy wcześniej oddać auto, a samo Everglades (miejscowość, z której wyrusza większość wycieczek) okazało się być dalej niż myśleliśmy zdecydowaliśmy się na szybki wypad do pobliskiego parku aligatorów z drugiej (mniej znanej) strony parku (Florida City).
Nie zważając na padający deszcz obejrzeliśmy farmę, pokazy węży i aligatorów (mogliśmy również potrzymać słodziutkie maluchy!),
a także przepłynąć się po bagnach na poduszkowcu (jak na filmach!). Tę atrakcję z czystym sumieniem mogłabym polecić każdemu :) Nie ubierajcie się jednak zbyt ciepło - zmoczenie wszystkich ubrań gwarantowane - „kolega” siedzący obok dopiero w trakcie trasy zrozumiał dlaczego założenie adidasów na tę przejażdżkę nie było najlepszym pomysłem.
W następnym poście już ostatnia część pobytu w USA - relacja
z Waszyngtonu :) Zapraszam!
Komentarze
Prześlij komentarz